
Do Arco wybraliśmy się w bardzo konkretnym celu – na największe dziecięce zawody wspinaczkowe w Europie, a być może i na świecie. Rock Junior, rozgrywane
w ramach dużej imprezy wspinaczkowej Rock Master, co rok przyciąga do Arco
najlepszych młodych zawodników z całego świata. W tym roku było ich prawie 300,
w tym liczna grupa zawodników z Polski.
Zapakowawszy po sufit naszego Opla Zafirę, w składzie trzech
zawodników i trzech ojców, wyruszyliśmy w drogę. Podekscytowani czekającymi nas
emocjami nawet się nie spostrzegliśmy, kiedy pokonaliśmy granicę niemiecką,
potem austriacką i włoską. Po 15 godzinach drogi byliśmy na miejscu.
Widoki jakie nas powitały zaparły nam dech w piersiach: Arco
położone jest nad niewielką rzeką Sarca, u podnóży 200-300 metrowej ściany skalnej. Arco
to raj dla wspinaczy, choć raczej tych doświadczonych, nie dziwne więc, że przyciąga ich tysiące z całego
świata. W niewielkim miasteczku, naliczyliśmy przynajmniej 10 wspaniale
zaopatrzonych sklepów wspinaczkowych, które były celem naszych codziennych
wizyt, niemal tak częstych jak wizyty w lodziarni.
Aklimatyzację przed zawodami spędzaliśmy na spacerach po
miasteczku, na lodach, porannych przebieżkach pośród winnic doliny Sarca oraz
na wizycie nad przepięknie położonym i malowniczym jeziorem Garda. Jest to największe i najgłębsze jezioro Włoch przyciągające
wielu miłośników sportów wodnych i wspinania. My postanowiliśmy połączyć wspinaczkę z kąpielą i
urządziliśmy sobie zabawę w skoki do wody z otaczających jezioro skał. Dobrze,
że mama tego nie widziała. :)
W końcu przyszedł dzień zawodów. Bartek był dość
zestresowany, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Olbrzymie panele wspinaczkowe,
nagłośnienie, spikerzy mówiący po włosku, włoscy sędziowie, ogromna ilość
zawodników oraz bardzo trudne drogi zrobiły duże wrażenie na naszym 10-letnim
zawodniku. Najcenniejszą zdobyczą tegorocznego występu Bartka było
doświadczenie na europejskich zawodach i motywacja do ciężkich treningów, które na pewno zaprocentują za rok. Bo za rok znów tu wrócimy.
Droga powrotna to niestety pasmo nieszczęść: awaria
samochodu, przymusowy 3-dniowy postój w chyba najnudniejszym włoskim miasteczku
Mezzocorona, złodziejska wycena naprawy przez potwornie nieprzyjemnego
włoskiego mechanika, a na koniec jeszcze problemy ze zdrowiem. Na szczęście te
wszystkie nieprzyjemne wydarzenia powoli odchodzą w niepamięć...
0 komentarze:
Prześlij komentarz