środa, 20 marca 2013

Madryt by Miki&Bartek

Byliśmy bardzo podekscytowani wyprawą do Hiszpanii, bo bardzo chcieliśmy pojechać do Madrytu i opuścić tydzień szkoły. Pierwsze wrażenie jakie zrobił na nas Madryt nie było zbyt fajne, ponieważ od hiszpańskiego lotniska spodziewaliśmy się większych luksusów, a było stare i brzydkie. Na lotnisku nie mogliśmy znaleźć odpowiednio taniej taksówki, która mogła by nas dowieźć na plac Sol, wiec pojechaliśmy metrem. Na stacji metra od razu zakochaliśmy się w hiszpańskich słodyczach, które były zupełnie inne niż w Polsce. Rodzice pozwolili nam na pierwsze zautomatyzowane batoniki, ale automat nie polubił mnie, bo nie chciał przyjąć pieniędzy. Kiedy spróbował Bartek wypadły aż dwa batoniki - to wydawało mi się dziwne :(.

Nasz hostal OD RAZU po naszym przyjeździe otrzymał miano "klitki pod skunksem" - można się domyślić dlaczego. {: Po rozpakowaniu poszliśmy zaspokoić głód do pierwszej lepszej restauracji. Okazało się, że pierwsza naprawdę była lepsza i nazywała się Alhambra. Zjedliśmy naszą ulubioną hiszpańską szynkę, a na deser donuta w Dankin donouts, co zawsze było naszym marzeniem . Szkoda, że nie ma ich w Polsce.

Koło naszego hotelu był fajny sklep piłkarski - Futbolmania. Były tam zdjęcia z autografami piłkarzy, koszulki różnych klubów i najnowszy model korków Nike. Byliśmy tam codziennie.

Następnego dnia rano poszliśmy na zwiedzanie starego Madrytu. Pełno tam było zabytków i rzeźb, ale nas najbardziej zaciekawił pan z Polski puszczający wielkie bańki, w których nas zamykał :). Następnie ruszyliśmy do Madrid Rio - parku, w którym jest mnóstwo atrakcji - Raj dla dzieci :). Po południu pojechaliśmy na nasze wymarzone Santiago Bernabeu. Na stadionie Realu było cudownie, zwiedzanie trwało około 1 godz. 30 min. - trochę za krótko. Stadion był wielki, a w środku było muzeum poświęcone największym graczom Realu, takim jak Di Stefano, Zidane i Cristiano Ronaldo. Były też duże ekrany dotykowe ze zdjęciami i filmami z najlepszymi bramkami. To było super! Następnie obejrzeliśmy stadion z górnych trybun - wyglądał pięknie, cały niebieski.
Następnego dnia poszliśmy do Marca Cafe gdzie obejrzeliśmy Real w akcji w meczu z Barceloną. Cała restauracja kibicowała Realowi więc czuliśmy się dziwnie z tatą w szaliku Barcelony. Na szczęście znalazła się osoba kibicująca Barcelonie i był to kucharz. Tata dał mu szalik Barcelony, za co my dostaliśmy dużo breloczków z mini bucikami Messiego. Bardzo nas to ucieszyło. W drodze powrotnej poszliśmy do sklepu ze słodyczami, który należy do znajomych rodziców i mogliśmy sobie wybrać duuużo różnych żelków. Był nawet herb Realu Madryt do zjedzenia. Po drodze weszliśmy też do dużego sklepu z zabawkami elektronicznymi, gdzie można było wszystko dotykać, szkoda tylko, że nie mogliśmy nic kupić. 
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i tak zleciał nam krótki pobyt w Madrycie. 



 Get Adobe Flash player
Photo Gallery by QuickGallery.com










0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Jedzie się Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger