środa, 30 stycznia 2013

Kuba Archiwalnie, vol. 2


Muzyka na Kubie jest jak powietrze. Jest wszędzie wokół, oddychasz nią i nie możesz bez niej żyć. Muzyka jest na ulicach, w parkach, w domach, w samochodach, w salach prób i salach koncertowych. Kubańczycy mówią, że mają muzykę we krwi. I to jest prawda. Nigdzie indziej na świecie nie widziałem tylu znakomitych muzyków w jednym miejscu. Można śmiało powiedzieć, że na Kubie każdy jest muzykiem, a do tworzenia muzyki wystarczy najprostszy instrument jak clave, cajón czy po prostu dłonie. Ta miłość Kubańczyków do muzyki jest zaraźliwa, a przebywając wśród nich trudno jest pozostać wobec niej obojętnym. 

Mimo że świat poznał muzykę kubańską dzięki znakomitemu filmowi Wima Wendersa, Kuba to nie tylko son grany przez Buena Vista Social Club. Na Kubie istnieją dziesiątki gatunków muzycznych poczynając od tradycyjnego sonu z jego wieloma odmianami, przez taneczną i melodyjną salsę, danzon, jazz i afro jazz, po hiphop czy nawet punk rock.

Jednak na kubańskich ulicach króluje niepodzielnie rumba i jej odmiany. Rumba to rytm, taniec, śpiew, rumba to impreza, na której się gra i tańczy rumbę. Rumba to też improwizacja zarówno w warstwie tekstowej jak i rytmicznej. Pamiętam rumbę w Habana Vieja na której do rytmów granych przez naszych kubańskich przyjaciół śpiewaliśmy polskie „Hej, sokoły” lub na bieżąco wymyślaliśmy rymowane zwrotki. Innym razem byliśmy świadkami freestylowej wojny pomiędzy kubańską parą, która śpiewając rumbę składała sobie bardzo jednoznaczne propozycje. Zresztą erotyczne aluzje są bardzo częste w popularnej muzyce kubańskiej. Sam taniec guaguanco (jedna z trzech odmian rumby) jest seksualna grą pomiędzy tancerką i tancerzem.

Miałem to szczęście, że wielu znakomitych kubańskich muzyków poznałem osobiście, głównie dzięki kontaktom Mikiego, który na Kubę pojechał uczyć się rumby. Dzięki niemu ogromną część czasu spędzaliśmy pośród czarnoskórych bębniarzy, perkusjonistów i rumberos Hawany. Zapraszano nas na koncerty, próby, obrzędy religijne pełne kubańskiej i afrokubańskiej muzyki. Dużą część naszego czasu w Hawanie spędziliśmy w towarzystwie Macho i jego grupy Aguiri Yo. Macho był przyjacielem, nauczycielem, przewodnikiem, a zdarzyło się też, że i naszym body guardem. Niestety nie ma go już z nami, prawdopodobnie gra rumbę gdzieś w niebie.

Macho

W 1999 r mieliśmy również okazję uczestniczyć w najważniejszym wydarzeniu muzycznym na Kubie. W Teatrze Narodowym w Hawanie odbył się koncert z okazji 30 rocznicy powstania najpopularniejszej kubańskiej grupy muzycznej Los Van Van. Mimo że biletów na ten koncert już od dawna nie było w sprzedaży, jednak dzięki wsparciu amerykańskiego prezydenta Jacksona czy nawet Granta udało nam się przekonać bileterkę, aby odsprzedała nam schowane pod ladą bilety. Koncert trwał ok 3 godzin, a oprócz Los Van Van wzięło w nim udział wielu znakomitych gości: Los Muñequitos de Matanzas, Changuito, Silvio Rodriguez i wielu innych. Był to z pewnością jeden z najlepszych koncertów jakie w życiu widziałem.



W Hawanie nawet tych najbardziej znanych muzyków można spotkać po prostu na ulicy. Nie maja statusu celebrytów, żyją jak inni Kubańczycy, mają podobne problemy. Są bardzo otwarci, a jednocześnie skromni. Bez problemu dostaliśmy się na domowe próby zespołu Sierra Maestra (z Reiem Ceballo, który od lat tworzy fantastyczną kubańską muzykę w Polsce), w hotelu Nacional odbyliśmy miłą pogawędkę z Orlando Cachaito Lopez z Buena Vista Social Club, a w dzielnicy Cerro spotykaliśmy rumberos, o których pisze się w książkach o historii rumby. 
Czyżby  jednak rewolucja miała swoje dobre strony? 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Jedzie się Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger