piątek, 21 czerwca 2013

A na początku był chaos.

A na początku był chaos... Tak w kilku słowach można by streścić nasz pierwszy dzień w Bangkoku. Komunikacyjnie Bangkok nas przerósł, pokonał, rozłożył na łopatki. Bangkok to miasto zmotoryzowanych: samochodów, autobusów, taksówek, tuktuków i przede wszystkim motocyklistów. Pieszy się tu nie liczy. Pierwszeństwo na drodze ma zawsze większy, a pieszy jest na końcu "łańcucha komunikacyjnego".

Spacer w Bangkoku to ciągła walka o przetrwanie. Pieszy w Bangkoku to podkategoria człowieka. Na niewielu skrzyżowaniach są instalowane światła dla pieszych. Przechodzenie przez ulicę to ciągła walka, ucieczka spod kół samochodów, motocykli czy tuktuków. 

Mapy turystyczne są przeskalowane, obiekty, które na mapie wydają się blisko, okazują się bardzo daleko od siebie. Dodatkowo, na mapach oznaczone są tylko główne ulice, a pominięte te mniejsze, co dodatkowo utrudnia poruszanie się po mieście.  Próbowaliśmy kilkakrotnie dotrzeć pieszo do naszego celu, ale w większości przypadków kończyło się to porażką i na miejsce dojeżdżaliśmy tuktukiem, ku uciesze chłopców, którzy uznali to, jak na razie, za największą atrakcję Bangkoku.

Mimo to Bangkok da się lubić. Uśmiechnięci i pomocni ludzie, zgiełk, wspaniałe zapachy jedzenia, niesamowite kolory. Pierwsze wrażenie pustego miasta było złudne. Dziś zobaczyliśmy Bangkok tętniący życiem, kipiący kolorami i zapachami. Jutro kolejny dzień w Mieście Aniołów. Dajemy mu kolejną szansę. Zobaczymy czym nas zaskoczy....













0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Jedzie się Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger